Tamara Mortus to kobieta, która nie ma absolutnie żadnych oporów odrzuceniem zalotów znajomego i wyzwaniem go od „sflaczałych kutasów” w środku całkiem szykownej restauracji. Równie bezproblemowo przychodzi jej wychylenie całej butelki wina i zapijanie wódką rozmaitych narkotykowych koktajli, imprezowej mieszanki ketaminy i mefedronu zaserwowanej w słodkich oparach marihuany. Czasami miewa jednak trudności z rozpoznaniem twarzy ponuro spoglądającej na niej z lustra; pooranej drobnymi zmarszczkami cery, ust opuchniętych od otrzymanego ubiegłej nocy ciosu i rozszerzonych źrenic przywodzących na myśl studnie bez dna.
Czasami zastanawia się też, czy tak właśnie muszą czuć się
seryjni mordercy. Wyalienowani. Niedopasowani do tego świata, zupełnie jakby
byli jakimś wyszczerbionym puzzlem włożonym przez pomyłkę do złego pudełka.
Gdzie w tym wszystkim sens? Na pewno nie na warszawskiej starówce, po której
szlaja się z takim upodobaniem i przegląda w oknach sklepowych witryn.
Jakiś czas temu opisywałam swoje wrażenia po „Submarino” Bengtssona
i pod koniec lektury nie mogłam wyjść z zachwytu nad wyjątkowo sugestywnie
przedstawionym przez autora „brudnym” klimatem, toteż gdy w opiniach na temat
„Nocnych zwierząt” coraz częściej zaczynały przewijać się określenia takie jak
„odrażające”, „groteskowe” czy „ohydne” uznałam, że sięgnę po powieść Patrycji
Pustkowiak przy najbliższej okazji. Miałam chęć sprawdzić, czy rzeczywiście
zasługuje na tak mocne słowa.
Postać Tamary ciężko nazwać bohaterką – jeżeli już, to
określenie „antybohaterka” byłoby bliższe prawdzie. Co jest bardziej zepsute –
Tamara, czy reszta świata? Czasami zdarzają się postacie, które wzbudzają
sympatię pomimo wątpliwej moralności, jednak wykreowaną przez Pustkowiak Tamarę
ciężko do nich zaliczyć.
Specyficzny humor i światopogląd wyzierający ze stron „Nocnych
zwierząt” mogą się w pewien sposób podobać. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest
to książka pozwalająca czytelnikowi wyć ze śmiechu, ale myślę, że bez większego
problemu wywoła kilkanaście cynicznych uniesień kącika ust czy parsknięć. Zarówno
Tamarę, jak i świat przedstawiony w książce należy traktować z lekkim
przymrużeniem oka. Nie ma tu miejsca na poważne, wielostronicowe dysputy godne
filozofów, ale na garść trafnych obserwacji poczynionych w bardzo przekornym
stylu – jak najbardziej. Osoba oczekująca skomplikowanej fabuły i
wyrafinowanego humoru powinna trzymać się z daleka od tego tytułu, ale ktoś,
kto nie ma nic przeciwko nieprzebierającej w słowach formie, śmiało może
wypatrywać „Nocnych zwierząt” na półkach swojej księgarni lub w pobliskiej
bibliotece.
Szkoda tylko, że książka momentami sprawia wrażenie
przekombinowanej, a wspomniane wcześniej „trafne spostrzeżenia” zamieniają się
w wyścig na epatowanie niepotrzebną wulgarnością i pretensjonalnymi
porównaniami. Nie czuję się zgorszona – do tego trzeba czegoś więcej, niż opisu
pijackiego weekendu – ale czasami zastanawiam się, ile ciekawych maszynopisów
dalej zalega w szufladach na rzecz tworów takich, jak „Nocne zwierzęta”.
Uprzedzam – ostrożnie z czytaniem w MPK. Chyba, że nie
przeszkadzają Wam zbulwersowane spojrzenia starszych kobiecin, kur domowych z nieudaną trwałą i bogobojnym charakterem, które akurat odważyły się
zajrzeć Wam przez ramię i przeczytać kilka zdań.
Tamarze na pewno by nie przeszkadzały.
Białe czy czerwone? Jedno tylko ją martwiło - dlaczego nawet rozważania na temat wina muszą mieć barwy narodowe?
Ocena: 4/10
Autor: Patrycja Pustkowiak
Tytuł: Nocne zwierzęta
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 224
Ilość stron: 224
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz