piątek, 31 lipca 2015

004. Utrata - Rachel Van Dyken


Zawsze z pewną nieśmiałością sięgam po książki wychwalane pod niebiosa w internetowych recenzjach. Z jednego prostego powodu - obawiam się rozczarowania. Muszę się Wam przyznać, że z nurtem Young Adult nie jest mi zbytnio po drodze, a w przypadku "Utraty" i okładka nie nastrajała optymistycznie. Ot, młodociany playboy przygryzający kciuk w geście mającym powalać na kolana i bijący po oczach tytuł.

Wydarzenia rozgrywające się w "Utracie" poznajemy z perspektywy dwóch osób, Kiersten i Westona. Kiersten to pochodząca z małego masteczka, osiemnastoletnia dziewczyna, której sen spędza z powiek  nie tylko wizja rozpoczęcia nauki w collegu - prześladują ją koszmary związane z wypadkiem, w którym straciła rodziców. Weston zdaje się być królem życia - jest popularny, wygląda niczym z pierwszych stron gazet, tworzy się wokół niego tłum skrycie podkochujących się dziewczyn z pierwszego (i nie tylko) roku, a jego życie śledzą paparazzi. Kiersten poznaje Westona już w pierwszym dniu nauki. Trzeba jej przyznać, że robi to w dość efektowny sposób. Wpada na niego (dlaczego wszystkie bohaterki YA muszą być tak niezdarne?) i przy okazji... Liczy mu mięśnie brzucha.

Zaczyna się na tyle banalnie, że w pierwszym odruchu miałam ochotę po prostu przerwać czytanie. Wyglądało to tak, jakby Rachel Van Dyken brała udział w konkursie na umieszczenie jak największej ilości rzeczy charakterystycznych dla YA na jak najmniejszej liczbie stron. Mamy więc bohaterkę cierpiącą na depresję i niską samoocenę, współlokatorkę i jej buntowniczego kuzyna próbujących wyciągnąć Kiersten z kompleksów, miłość od pierwszego wejrzenia i szkolnego przystojniachę mającego wszystko. Szybko okazuje się jednak, że Westonowi brakuje najważniejszego - czasu. I to nie przez natłok obowiązków właściwych dla Opiekuna Roku...

Później jest na szczęście lepiej, a wprowadzenie naprzemiennej narracji pozwala czytelnikowi wczuć się w każdą ze stron. "Utrata" to zgrabnie napisana powieść młodzieżowa, która z pewnością spodoba się wielbicielom gatunku. Razem z bohaterami przeżywamy nie tylko miłosne uniesienia; poznajemy też znaczenie lęku, choroby, śmierci... I przede wszystkim wewnętrznej siły, która pozwala nam przetrwać nawet w sytuacjach - zdawałoby się - beznadziejnych. "Utrata" mówi też o podejmowaniu ważnych wyborów i braniu za nie odpowiedzialności oraz docenianiu swoich bliskich.

Podczas lektury nie znalazłam żadnych rażących błędów czy nieścisłości, mimo, że patos pobrzmiewający w dialogach Westona czasami kłuł w oczy. Rachel Van Dyken udało się wykreować na tyle wiarygodnych i dających się lubić bohaterów, by z przyjemnością przewracać kolejne strony i z zaciekawieniem dążyć do finału. Z pewnością nie jest to kolejna tandetna historyjka obliczona jedynie na wyciągnięcie pieniędzy od spragnionych gorącego romansu nastolatek. W odróżnieniu od większości takich tytułów, jej lektura zmusza do kilku cięższych refleksji i w dość dobitny sposób pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać.

"Utrata" to literacki odpowiednik piwa z sokiem. Słodko-gorzkie, skierowane raczej do kobiet, idealne na chwilę relaksu. Mogę wypić jedno dla smaku, ale przy większych ilościach groziłoby mi przesłodzenie. A następnym razem sięgnę raczej po bardziej standardowe trunki, spychając lekturę kolejnych części cyklu na dalszy plan.


"Żegnaj - ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien smażyć się w piekle".


Ocena: 6*/10
(*oceniając tylko w gatunku - 7/10, może nawet 7 z plusem)



Autor:
Rachel Van Dyken
Tytuł: Utrata (Ruin)
Seria: Zatraceni
Wydawnictwo: Wydawnictwo Feeria
Ilość stron: 304
Premiera: 4.02.2015



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz